Sztuka wizualna to nie tylko piękne obrazki, ważną jej rolą jest zaangażowanie w sprawy aktualne, pobudzanie do myślenia, do zmiany złych zachowań. I taką właśnie rolę spełnia instalacja Jacka Markiewicza zatytułowana „ADORACJA”.

 Głupim ten, co nie wyciąga wniosków ze słusznej, 
czy nawet niesłusznej krytyki

 
 
 
Wystawiona w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie „Adoracja” jednych bulwersuje, innych zastanawia, bo zrozumienie jej wymaga pewnych głębszych przemyśleń. Płytko patrząc widzimy obraz mężczyzny zbliżającego się do krucyfiksu, w pozach sugerujących zachowania seksualne. Tyle właśnie widzą ludzie, których dzieło to bulwersuje, obraża i nie potrafiący zobaczyć pełnej wymowy i myśli w nim wyrażonej.
 
Gdy zastanowimy się głębiej zrozumiemy, że to alegoria dzisiejszego Kościoła. W krucyfiksie zobaczymy dziecko, dziecko bez grzechu, dziecko niewinne, dziecko ufne, dziecko wierzące - dlatego jakże często mówi się, że dziecko to Jezus przychodzący do nas. Postać zbliżająca się do krucyfiksu to ten, który chce splugawić tę czystość jaką jest dziecko - Jezus. Drugim zbieżnym odczytaniem tego dzieła to kapłan, który rękoma splugawionymi czynem przestępczym, codziennie odprawa msze, czyni inne sakramenty, codziennie adoruje najświętszy sakrament w czasie jego podniesienia, bo Kościół pozwala kapłanom na których ciążą podejrzenia popełnienia przestępstwa nadal sprawować posługę kapłańską, nadal nauczać. Właśnie te dwa przesłania składają się na głębszą wymowę tego dzieła.
 
Sztuka zaangażowana musi szokować by pobudzić człowieka do myślenia, otrząśnięcia się ze skorupy w jaką go lata doświadczeń przyodziały. Taki zaskorupiały człowiek już niczego nie widzi, a tylko działa w sposób odruchowy zgodnie z tym co mu wdrukowano. W tym wypadku tą skorupą jest wszechwładne u niektórych myślenie, każda krytyka hierarchii Kościoła to „walka z Kościołem”. Jakże bardzo w środowiskach „twardogłowych katolików” krytykowani są ci, co wskazują na potrzebę reform, nie trzeba być prorokiem by zrozumieć, że również papież Franciszek utonął by w fali krytyk, gdyby nie był papieżem.
 
Dziś papież Franciszek mówi, Kościół jest chory, Kościół wymaga leczenia, Kościół zgubił swą misję, jaką mu Jezus wyznaczył. Pogrążył się w pogoni za luksusem, pochlebstwami, zaspokajaniem swych potrzeb cielesnych i tych zwykłych (nieumiarkowanie w jedzeniu piciu, poszukiwaniu dóbr doczesnych), i tych przestępczych. Lecz tylko otrząśnięcie się wiernych może pomóc dziele podjętym przez papieża. Bo papież nie uzdrowi każdej parafii, biskupstwa, kapłana, to mogą zrobić tylko wierni. Lecz to oni muszą się najpierw nawrócić, by zdjąć osłonę tym, którzy niegodni są miana kapłana, jaką im zapewniali. Bo dziś ten oburzony w swych uczuciach religijnych instalacją „Adoracja” będzie równie oburzony gdy dziecko lub inny człowiek, który widział zło przyjdzie po pomoc, po poradę. Wtedy mu powie, ksiądz jest dobry, ksiądz czyni tylko dobrze, ty musiałeś źle to zrozumieć. Tak było dotychczas i to chcą utrzymać ci, którym w tym wygodnie.
 
Dziś w Polsce widzimy jak reforma odgórna rozpływa się po biurkach urzędników Kościoła. Arcybiskup Michalik tłumaczy, że winnymi pedofilii mogą być dzieci i ich rodzice, nawet po odwołaniu tych słów nadal w różnych wypowiedziach sugeruje, że wszyscy są winni, tylko nie wykształcony powołany do niesienia nauki moralnej kapłan. Hierarchia nie zrezygnuje bogactwa, nabytych przywilejów, przyzwyczajeń i hołdowaniu swoim ziemskim potrzebom, jeśli nie zmuszą jej do tego wierni. Tak dzieje się w Niemczech, gdzie krytyka społeczna zmusiła do przemyśleń biskupa, który uważał, że przy budowie jego rezydencji pieniądze nie grają roli. Dlatego właśnie niezbędna jest szokowa terapia społeczeństwa, szczególnie tej wierzącej jego części. Stąd zanim zakrzykniesz, tym powinna zająć się prokuratura, to obraża moje „uczucia religijne”, popatrz jaką naukę z tego przesłania możesz wynieść dla siebie. Przestań myśleć płytko, zrzuć skorupę zatytułowaną „to walka z Kościołem”, bo to właśnie tacy ludzie jak kamień u nogi ciągają kościół na dno.
 
Kościół wymaga głębokich przemian, o tym mówił, w swym ostatnim wywiadzie,zmarły rok temu kardynał Carlo Marii Martini. Przywódcami Kościoła powinni być ludzie, którzy w swym życiu pracowali z najbiedniejszymi, wykonywali tę najtrudniejszą pracę kapłana. Bo Jezus powołał Kościół do wspierania uciemiężonych, potrzebujących wsparcia a nie do zapewnienia życia w luksusie i zaspokajania żądz tych co mienią się jego książętami.
 
fot. Zawisza Niebieski