Jako jeden z przykładów manipulowania wyborami podaje się dziś mylące wyborców zastosowanie karty do głosowania w formie broszury. Z tego rodzi się pytanie, czy wszyscy powinni mieć prawo do głosowania?

 
Karty do głosowania, sposób głosowania był dawno opublikowany i znany zarówno partiom jak i powinien być znany wyborcom. Nieznajomość prawa podobnież szkodzi. Jeśli partie znały sposób głosowania i przed wyborami nie zgłaszały ku temu sprzeciwu nie mają prawa dziś podnosić tej sprawy. Obywatel, który nie w urzędzie skarbowym słyszy, nieznajomość prawa nie chroni przed odpowiedzialnością może z czystym sumieniem powiedzieć, panie Kaczyński, panie Miller, nieznajomość prawa nie chroni przed odpowiedzialnością. Dziś podnoszenie tej kwestii jest czystym warcholstwem politycznym, niczym więcej.
 
Obywatel chcący głosować, nie ma w Polsce przymusu powinien wykazać się minimum znajomością osób, którym powierzy swój głos, gdyż te osoby będą w jego imieniu podejmowały decyzje, a także znajomością sposobu głosowania. Czy osoba, która tego nie dopełniła ma prawo głosu? Moim zdaniem nie i dobrze się stało, że głosy tych osób uznano za nieważne. Jakieś minimum wiedzy każdego, kto chce zabrać głos w dyskusji, jaką jest głosowanie obowiązuje.
 
Taką humorystyczną ciekawostką tego faktu, jest to iż PiS twierdzi iż to miało działać na ich niekorzyść. Czyżby twierdzili, że to właśnie ich wyborcy nie byli w stanie zrozumieć sposobu głosowania? A wyborcom innych partii nie sprawiło to problemów? Ciekawa ocena stanu intelektualnego własnych wyborców.
 
Ale jeśli już podjęliśmy temat tego, czy prawo do głosu powinno być dostępne dla każdego obywatela, spróbujmy coś więcej w tej sprawie rozważyć.
 
Wydaje się, że prawo to nie powinno być dostępne dla każdego. Prawo głosu powinni mieć obywatele wykazujący społeczną świadomość, więc tacy co wykazali aktywność choćby minimalną, czyli zarejestrowali się na listach, a nie listy tworzone na podstawie listy mieszkańców.

Ile lat trzeba mieszkać w danej gminie, by móc się o niej z rozwagą wypowiedzieć? Jedną kadencję władz samorządowych, dwie? Co o gminie wie człowiek, który mieszka w niej  od roku, dwóch a w weekendy wraca po wałówkę w strony rodzinne?
 
Warto wspomnieć pewne rozwiązanie historyczne, jakie kiedyś próbowano zastosować w Polsce szlacheckiej. Próbowano wtedy odebrać prawo głosu tzw. „gołodupcom”, czyli szlachcie nie posiadającej ziemi. Czy nie warto zastanowić się nad tym, czy prawa do głosowania nie powinny mieć wyłącznie osoby wnoszące coś do gospodarki kraju, czyli osoby mające dodatni bilans podatkowy? Te osoby wpływają na rozwój kraju i te osoby powinny mieć głos w sprawie tego kraju.
 
Kolejną sprawą wartą rozważenia jest to, kto mógłby być kandydatem do wybrania. Czy student opuszczający mury uczelni, uczeń szkoły powinien zostawać posłem, radnym? Czy nie jest w tym celu potrzebne pewne doświadczenie, pewien dorobek, pewna znajomość życia? Czy poseł nie powinien wcześniej wykazać się jakimś dorobkiem materialnym, by startował do wyborów po to, by rozwijać kraj, a nie po to by się nachapać. Bardzo dobry przykład takich młodych dorobkiewiczów mieliśmy ostatnio. Poseł Hofman i pozostali hiszpańscy wycieczkowicze. Mimo wysokich diet poselskich, i pieniędzy na nie pogardzi pieniędzmi na paliwo, gdy sam dojedzie najtańszym środkiem lokomocji. Woli sobie popić, niż pójść na obrady na które został wysłany służbowo. Czy nie pora skończyć z gołodupcami, dorobkiewiczami, czy też pijaczkami, co nocą ledwo trzymając się na nogach szwendają się po ulicach miasta, wtrącają w interwencję policji, jako poseł Wipler?

 
 
Słowo poseł, senator powinno coś znaczyć i do czegoś zobowiązywać. Słowo wyborca też. Na to trzeba zasłużyć, a nie "urodziłem się, to mi się należy". 
 
autorstwo: jestem autorem tekstu i zdjęcia