Nie idzie Rosji wojna na Ukrainie. Miała być to zwykła operacja wojskowa, wręcz policyjne przywrócenie rosyjskiego porządku, a wyszedł pokaz niedociągnięć i nieudolności

 

Wojna na Ukrainie wywołana jak twierdzi propaganda rosyjska i jej poplecznicy próbą obrony ludności przed planowaną przez Ukrainę pacyfikacją samozwańczych nie uznawanych przez nikogo republik pokazała ewolucję taktyki prowadzenia wojny, na którą Rosja nie była przygotowana.

 

Taktyka Rosji to pacyfikacja nieposłusznych brutalną siłą. Tym miała być „operacja wojskowa”. Widzimy to również w armii rosyjskiej, gdzie przełożony biciem, (co widzieliśmy z filmów znalezionych w telefonie zgubionym przez jednego z dowódców na froncie), słynnym „kręceniem wora” – ewenement presji seksualnej, wśród armii świata, wymusza posłuszeństwo strachem a nie wiarą w słuszność celów i zaufaniem iż dowódca ma kwalifikacje oraz zrobi wszystko, by osiągnąć cel przy minimalizacji strat.

 

Dziś wojna prowadzona jest w zupełnie inny sposób, w sposób chirurgiczny, precyzyjnym wyłuskiwaniem punktów czułych przeciwnika za pomocą inteligentnych systemów wywiadowczych i naprowadzania rakiet. Idealnym na to przykładem są bezprecedensowe dla innych wojen straty Rosji w wysokiej rangi dowódcach. Zależnie od źródeł Rosja utraciła 9-11 generałów, jeszcze więcej wysokich rangą oficerów i to dowódców elitarnych jednostek. To efekt precyzyjnego określenia miejsca przebywania dowódcy i punktowego ataku rakietowego. Mimo, że Ukraina nie posiada floty wojennej, a Rosja skutecznie blokuje ruch statków handlowych, samemu wywożąc skradzione zborze, znajdując paserów, czyli porty Syrii, dla ich rozładowania, każde podejście do brzegów Ukrainy bolesne straty i kompromitację Rosji przynosi. Utrata flagowej fregaty o jak drogiej sercu Rosjan nazwie „Moskwa” i przynajmniej kilku mniejszych jednostek desantowych oznacza, że nawet nie mając floty wojennej można zadać flocie przeciwnika precyzyjny i bolesny cios.

 

Precyzyjnymi pociskami przenoszonymi przez maszyny bezzałogowe, zapewniającym iż nawet w przypadku niepowodzenia tracimy sprzęt a nie wysoko wykształconych ludzi, można precyzyjnie punktować wojsko przeciwnika, niszczyć najbardziej rozwinięty jego sprzęt oraz dowódców. Czas produkcji i koszt maszyny jest bez porównywalnie niższy, niż koszt wykształcenia załogi samolotu, helikoptera, czy wyższego rangą dowódcy. A broń ta powoduje panikę wśród wojsk rosyjskich wpływając znacząco na morale i tak utrzymywanej strachem armii.

 

Ostatnio w Internecie pojawił się filmik prezentujący atak drona na stanowisko bodajże artyleryjskie, obsługiwane przez dwóch operatorów z punktu widzenia operatora drona. Operator miał ich jak na dłoni. Słysząc świst spadającej bomby, operatorzy ci zachowali się całkowicie prawidłowo, uciekli w różne strony, co chroni przynajmniej jednego przed śmiercią od jednego ładunku. I tak się też stało, ładunek trafia jednego z operatorów, możliwość przeżycia tylko teoretyczna. Lecz tu też wychodzi mentalność ukraińskiego operatora i zaciekłość tych ludzi względem siebie. Z punktu widzenia armii znacznie korzystniejszym byłaby likwidacja stanowiska bojowego, unieszkodliwienie znajdującej się tam broni, a nie zabicie jednego z żołnierzy. A jednak patrząc po locie bomby, wydaje się, że był choć częściowo sterowany operator drona wybiera zabicie żołnierza.

 

Pewną ciekawą, choć błędną tezę kilka dni przedstawił na Neon24 jeden z blogerów nazywając ludność wschodniej Ukrainy mniejszością i pokazując jak wielka procentowo to „mniejszość”. Bo trzeba głębokiej niewiedzy, by nie wiedzieć, iż ludność rosyjskojęzyczna na terenach wschodnich Ukrainy, dawnych „dzikich polach”, to nie mniejszość, a ludność tam rdzenna, osadzająca się tam przynajmniej od XVII w. Język Ukraiński to język powstały w oparciu o dialekty języków słowiańskich (ruskie, Polski, Słowacki), który wykształcił się jako niezależny, z określeniem zasad pisowni, gramatyki i mowy w Galicji pod zaborem austrowęgierskim. Wschodnia Ukraina zawsze mówiła różnymi dialektami języka ruskiego, gdyż to ludność napływowa z terenów Rusi, Ukrainy, Polski, tam osiadła po zniknięciu zagrożenia jakie nieśli Turcy i Tatarzy, szukając tam żyznych gruntów, pełnych zwierzyny lasów i rybnych wód. Dopiero powszechna dostępność do nauki, ujednoliciła ich język i wprowadziła poprawny język rosyjski jakim się tam posługują.

 

Zniszczenia infrastruktury w nieznacznym stopniu dotyczą terenów zamieszkałych przez ludność ukraińskojęzyczną, terenów gdzie narodziła się i najbardziej krwawy owoc wydała koncepcja odrodzenia Ukrainy w oparciu o ideologię banderowsko-faszystowską, czyli zachodniej Ukrainy.

 

Innym frazesem propagandy Rosji jest opowieść o tym, iż napaść Rosji na Ukrainę była tylko wyprzedzeniem ataku Ukrainy na samozwańcze republiki. Przypomnijmy, że uznanie przez Rosję tych republik nastąpiło tuż przed początkiem konfliktu zbrojnego.

 

Przyjmijmy, by nie zamotać się w jałowej dyskusji iż Ukraina rzeczywiście szykowała się do siłowego zniszczenia separatystów w samozwańczych republikach. Nie mając sprzętu, jaki dziś dostarcza jej NATO, stosowała metody siłowe, bolesne dla ludności cywilnej i infrastruktury danego terenu, jakie dziś z miernymi skutkami dla swych celów stosuje Rosja.

 

Dowodem na to jest, iż dorobek życia jak i życie rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy, w tym samozwańczych republik, w wyniku działań „obrończych” Rosji legł w guzach i nie wiadomo jak długo i jakim kosztem da się go odbudować, przynajmniej do poziomu sprzed konfliktu, nie mówiąc o rozwoju jaki nastąpi na ziemiach nie objętych walkami. To jeden z „putinowskich sukcesów Rosji”, zniszczenie dorobku ludności, którą w swej propagandzie wojska rosyjskie szły bronić.

 

Ale popatrzmy na wojny czeczeńskie. Pierwszą z nich Rosja  przegrała. Separatyści czeczeńscy, których można porównać do separatystów z samozwańczych republik, obronili swój kraj i wolę oddzielenia się od Rosji. Druga wojna czeczeńska doprowadziła do pacyfikacji całego kraju i osadzenia marionetkowego rządu oddanego sprawom Rosji. Dziś zależność Czeczenii od Rosji widać po oddziałach czeczeńskich biorących udział w wojnie na Ukrainie po stronie właśnie Rosji, dawnego wroga. Ukraina chciała dokładnie skopiować ten koncept. Gdyby Ukrainie udało się spacyfikować separatystów w samozwańczych republikach i osadzić marionetkowy, sprzyjający sobie rząd, jak Rosja w Czeczenii, to z pewnością samozwańcze republiki uzyskały by podobną do czeczeńskiej „niezależność” od Ukrainy. Różnica jest tylko taka, że Ukraina nie miała środków by spacyfikować wspieranych przez Rosję separatystów Ługańska i Doniecka, a Rosja w drugiej wojnie czeczeńskiej miała. W Czeczenii, niewielkie było, w porównaniu do dzisiejszego konfliktu, wsparcie NATO i USA, dziś Ukraina ma dostęp do nowoczesnego uzbrojenia znacząco przewyższającego broń posiadaną przez Rosję. Stąd Rosja brodzi w paśmie 100 km od swoich granic z Ukrainą wykazując nieskuteczność swojej broni jak i metod dowodzenia, organizacji armii. Dziś wojska rosyjskie rzucając całe swoje siły na front na terenach wschodnio – południowej Ukrainy oddaje tereny zdobyte w pierwszej fazie wojny, gdy kierunkiem był Kijów.

 

Swego czasu w Internecie krążyły zdjęcia pojazdów rosyjskich „opancerzonych” drewnem. Nie jest to przykład, jak by się mogło wydawać, głupoty Rosjan, a raczej „słowiańskiej zaradności”, w obliczu posiadania sprzętu zupełnie nie dostosowanego do warunków działania w czasie wojny. Duża wyeksponowana chłodnica pojazdu to możliwość unieruchomienia maszyny nawet z broni myśliwskiej, poprzez jej przestrzelenie. Osłona z drewna chroni zarówno chłodnicę jak i kierowcę również nie chronionego w żaden sposób przez opancerzenie. Lecz jest to kolejny dowód na to, że sprzętowo Rosja jest słabo przygotowana do działań wojennych.

 

Bo czy ktoś, przed napaścią Rosji na Ukrainę, dawał Ukrainie choć cień szans na sukces w konflikcie z Rosją? Dziś analitycy wojenni, jako całkiem realną, widzą opcję porażki Rosji w tym konflikcie i przy cienko brzmiących propagandowych fanfarach budowanego przez Rosję „sukcesu”, przykładowo pokazując Rosję jako ten pokojowo nastawiony naród, co nie chcąc tragedii rosyjskojęzycznych Ukraińców, uzyskując mniejsze lub większe korzyści w ziemiach zrujnowanych wojną, odstąpi od dalszych działań.

 

Dziś jednak na to za wcześnie. Putin zachowuje się jak przyparte do ściany zwierzę, jak osoba nadal nie pojmująca sytuacji, wymienia kadrę dowódczą na nowych, w ocenie NATO bardziej brutalnych dowódców, choć jak widać, w dzisiejszej wojnie nie brutalna siła, a precyzja uderzeń sukcesy odnosi. Tyle, że precyzyjnie działających środków armia rosyjska nie ma. Ale również Putin dokonuje znaczących zmian w swoim otoczeniu, by zabezpieczyć się przed ewentualnym wewnętrznym zamachem, który mógłby go władzy pozbawić. Elity rosyjskie nie tolerują upokorzenia Rosji, tu przykładem może być sprawa rozmieszczenia rakiet na Kubie. Porażka propagandowa Rosji skończyła się odsunięciem Chruszczowa od władzy.

 

Również pewną dozę prawdopodobieństwa może mieć teza o chorobie Putina, nie wiemy jak poważnej, na ile można wierzyć zachodnioeuropejskim lekarzom, oceniającym stan zdrowia Putina tylko na podstawie zdjęć i niepewnych informacji o pobytach Putina w szpitalu. Twarz Putina coraz bardziej zaczyna przypominać „syndrom biskupów”, coraz bardziej nalana. A Putin zawsze był prezentowany jako człowiek o wydatnych mięśniach, a nie wydatnym tłuszczu, miłośnik sportu, ruchu, sprawności ciała. Wiek robi swoje, ale czy aż tak, w przypadku zdrowego człowieka, którego ważnym elementem życia jest gimnastyka ciała?