Każdy mężczyzna, który przeżył ze swoją piękniejszą połowicą kilka lat zorientuje się, że kobieta widzi coś, czego on w najśmielszych snach nie zobaczy. Czy inne mamy mózgi?

Inspiracją tego tekstu jest tekst opublikowany w Internecie:

https://wyborcza.pl/AkcjeSpecjalne/7,160474,16734877,scisle-panny-talenty-matematyczne-traci-sie-juz-w-szkole-podstawowej.html?disableRedirects=true

Choć z pewnością moja myśl, mój przekaz pobiegnie inną drogą, niż wyznaczona badaniami tam prezentowanymi. Zamieszczone tam badania będą uzupełniniem.

 

Mózgi kobiet i mężczyzn kształtowane były przez wieki. Biologia przypisuje im różniące się funkcje. Kobieta, matka, opiekunka potomstwa, opiekunka ogniska domowego. Tam gdzie Kaj mój tam i ja Kaja swoją prysięgę składa Ligia w „Quo Vadis” Sienkiewicza. W podziale obowiązków wynikających z posiadania potomstwa, to ona ma zadbać o potomstwo narodziła a on, by temu potomstwu nic nie zbywało. Ona matczyną troską ma dbać o potomstwo, on męskim realizmem musi chronić, by matczyna troska potomstwu nie szkodziła. Ona chroni dziecko przed urazami, on popycha dziecko, by z odwagą poznawało świat, poznało doznania jakie świat mu oferuje.

 

Historycznie biorąc, świat kobiety to obszar bezpieczny wokół domu, może zbiór dóbr, które wyrosły w okolicach wioski. Świat męski był znacznie szerszy, on ma wędrować w celu upolowania zwierzyny, w tych wędrówkach może spotkać się z wrogo nastawionymi mężczyznami z innych wiosek/plemion. On musi szlifować swoje łowiecko-obronne umiejętności, ona musi mieć kontrolę nad szerokim obszarem, bo musi pilnować, by potrawa się nie przypaliła a dziecko nie zrobiło sobie krzywdy. On musi widzieć, gdzie jest zwierzyna a także, czy wróg się nie skrada. Stąd inne działanie wzroku. Kobiety ogarniają całą przestrzeń, zaś mężczyźni widzą ruch.

W zupełnie innych warunkach działają obie płcie. One żyją w warunkach stosunkowo bezpiecznych. Na atak reagują piskiem wzywającym pomoc (zwróćmy uwagę, że przestraszona kobieta reagije piskliwym głosem zanim zagtożenie rozpozna). Stąd rozbudowana mowa, porozumiewanie się są dla nich pomocne. Ale dla mężczyzn nic gorszego niż gaduła na polowaniu, co swoją gadatliwością płoszy potencjalną zdobycz i rozprasza myśliwego. Ona słabsza swoją gadatliwością wymusi na mężczyźnie zgodę, ot tak dla świętego spokoju. On ma siłę, choć wie, że „damski bokser” to żadna chwała dla mężczyzny.

 

Ale jest wiele elementów, które chłopcom i dziewczynkom narzucamy my dorośli, często nieświadomie. Swego czasu poszedłem do znajomych wiedząc iż mają dwójkę wnuków, kilkuletniego chłopca i dziewczynkę. Oczywiście zaopatrzyłem się w dwie zabawki pomny zasadzie, pani domu dajemy kwiatki, dzieciom zabawki. Lalkę i samochód strażacki. Jaką piękną naukę dały mi te dzieci, gdy dziewczynka porzuciła lalkę a zajęła się samochodem i do końca mego pobytu samochodu tego nie odpuściła.

Rozmawiając z ich babcią dowiedziałem się, że ona w dzieciństwie nigdy nie chciała dostawać lalek, które rodzina jej masowo wtłaczała, ale miś był zabawką pożądaną. Dziś jest spełnioną matką, babcią, osobą o szerokich horyzontach poznawczych i dziecięca miłość do misiów nie miała na nią żadnego negatywnego wpływu.

To my a nie dziecięce mózgi wtłaczają nasze pociechy w role jakie my im przypisujemy.

 

Dziecko się nudzi, plącze między nogami, przeszkadza. Jak spowodować, by nie było przeszkodą?

Dajesz mu kartkę papieru, kredki i mówisz narysuj coś… no właśnie to „coś” to twoje „ośle” lenistwo i postępowanie zgodnie ze standardem. Oczywiście, dziecko chce rysować pochwalić się rysunkiem, ale co narysuje? To co widzi, tatę, mamę, rodzeństwo, dom, drzewko, słońce prezentowane w jednej płaszczyźnie. Bo co ma wymyśleć nowego? Czy dorosły mu to podpowiedział?

Ale weź kilka przedmiotów z otoczenia, jakiś pusty karton po mleku, garnek, co czeka na mycie, to co masz pod ręką, połóż w jakimś układzie i powiedz dziecku, narysuj to. A później chwaląc za rysunek, pochwała inspiruje dziecko, wskaż mu błędy. Popatrz tu linia biegnie inaczej. To mógłbyś narysować inaczej. Już nie masz dziecka widzącego sztampowo a dziecko zauważające inny świat, świat linii przedmiotów, świat perspektywy.

Pamiętam jak na początku roku szkolnego, gdy dni były ciepłe, w podstawówce nauczycielka plastyki wzięła nas na boisko, opowiedziała o perspektywie zbieżnej do horyzontu, o pomiarze wysokości przedmiotu za pomocą ołówka i przyłożonego do niego palca. Tak mi się to spodobało, że wielokrotnie sam na własny rachunek rysunki takie wykonywałem a patrząc na ulicę miejską widziałem już tę perspektywę. Czy to spowodowało, że gdy przyszło mi zdawać egzamin, kiedyś uznawany za progowy odsiewający tych, co mogą być inżynierami od tych, co nie mają w tym kierunku zdolności, Geometrii Wykreślnej (jak przedstawić rysunek przestrzenny przecinających się figur przestrzennych za pomocą ich rzutów na płaszczyznę pionowa i poziomą) zdałem go w pierwszym terminie z notą dość wysoką jak na osiągnięcia grupy? Nigdy w życiu nie miałem problemu, by wyobrazić sobie w rzeczywistości to, co projektant narysował na swym projekcie. A także by rysunkiem perspektywicznym pokazać o czym myślę. Ot kilka kresek, kilka wymiarów i tokarz, frezer wie co ma powstać.

 

Matematyki nie da się nauczyć

Matematyka i fizyka to dwie dziedziny prezentowane nam w szkole, których nie da się nauczyć, nie da się wykuć na pamięć, nie da się zapisać na ściągach. Nauki biologiczne, nauki humanistyczne to pamięciówka, uczysz się wiedzy na pamięć jak dziecko w przedszkolu wierszyka. Ale nauki ścisłe wymagają innego myślenia. Tu musisz zrozumieć, bo liczba kombinacji zadań jest zbyt wielka, by można było się wyuczyć ich na pamięć. Gdy pani w zadaniu na dodawanie zamieni jabłka na grzybki to nie jest inne zadanie a tylko wariant poprzedniego które rozwiązuje się identycznie. Matematyka jest jak nauka języka obcego. Możesz wykuć na pamięć 1000 słów ale póki nie odważysz się wypowiedzieć zdania, choćby miało być wadliwe z punktu widzenia gramatyki, póty mówić nie zaczniesz. Tak samo z matematyką, póki nie zaczniesz w zadaniu szukać logicznych powiązań, póty matematyki nie zrozumiesz.

 

Nie odnosiłem się do danych podawanych w artykule będącym inspiracją. Jeśli ktoś chce je poznać, zna drogę. W swoim życiu zawodowym spotykam wiele kobiet, co wykonują zawód inżyniera, często ciężki, często wymagający taplania się w błocie, gdy inwestycja z fundamentów nie wyrosła i dających sobie radę a rozmowa z nimi nad projektem, nad planem dziennych prac przebiega w pełnym zrozumienia. Lubię młodych, mądrych ludzi, co swą pracą coś na tej ziemi pozostawiają. Gdy pytam co spowodowało, że ten trudny zawód wybrała, często odpowiada iż ktoś jej pokazał, że to nie jest filozofia tylko mężczyznom dostępna. I ma rację, to nie jest niedostępna filozofia a tylko trzeba uwierzyć, że „matematykę da się zrozumieć”.