Minął, 9 maja, w Moskwie odbyła się defilada, trochę uboga. Opadł kurzu, więc czas na poświąteczne przemyślenia.

Media podkreślają dwa fakty, z uzbrojenia wskazują jeden czołg T34, bohatera czasów II wojny światowej, niewielką liczbę gości i chorobę Łukaszeniki.

Jak rozumieć  ten jeden czołg? Można go rozumieć go jako inscenizację historyczną, wszakże to był ten „Rudy 102” z Czterech Pancernych i Psem na pokładzie. Tyle, że poprzednie defilady z okazji święta zwycięstwa w „wojnie ojczyźnianej” nie do tego nas przyzwyczaiły. Stąd media zachodnie mówią o braku uzbrojenia w Rosji. Z pewnością mają rację, ale przecież nie w tak prosty sposób. Bo wycofanie uzbrojenia z frontu w czasie spodziewanej ofensywy Ukrainy byłoby czystą głupotą, osłabieniem, które z pewnością mogłoby zostać wykorzystane przez dowództwo wojsk Ukrainy, stąd lepiej było zrobić inscenizację z epoki i da się to uzasadnić jakąś koncepcją.

Co do choroby Łukaszenki, to z pewnością nie umiera jak może niektórzy chcieli i jak ciągle jest powtarzane w przypadku Putina, ale rzeczywiście ma problemy z kolanem, co widać jak musi wejść po schodach, z nadwagą, która może być wywołana jakąś chorobą. Ale nie bądźmy lekarzami, odnotujmy ten fakt i czekajmy co czas pokaże.

 

Często mogę w komentarzach przeczytać, że Rosja musi wygrać bo inaczej pomrzemy z zimna, z braku innych surowców.  Nie dyskutuję z tym stwierdzeniem, a raczej pytam.

Co oznacza „Rosja wygra”, co oznacza „Rosja przegra”?

W technice projektując jakiś układ zwykle określamy warunki skrajne. Posłużmy się tą metodą:

1) Jako maksymalne osiągnięcia Rosji na dziś można przyjąć iż armia Rosji przełamuje armię Ukrainy, zajmuje całe ziemie tego kraju. Myślę, że dalej nie ma co wychodzić.

Teraz wyznaczmy punkty pośrednie:

2) Rosja zdobywa tereny wschodniej Ukrainy, przejmuje kontrolę nad Kijowem, osadza tam zależne od siebie władze. Ale nad zachodnią Ukrainą nadal mają kontrolę pro europejscy Ukraińcy, powstaje rozłam, państwo zachodnio-ukraińskie ze stolicą dajmy na to w Lwowie. To coś co Miedwiediew prezentuje jako podział Ukrainy między Polskę i Rosję. Zostawmy propagandę, nazwijmy to Zachodnią Ukrainą. Zbyt silne są powiązania dziś nam rządzących z władzami Ukriny, by mówić o chęci przejęcia przez Polskę tej części Ukrainy. Jak ciągle powtarzam, po co nam to. Dziś wojny nie wygrywa się armią a gospodarką. Patrz Chiny, Niemcy w Polsce.

3) Ofensywa Ukrainy nie powiedzie się, ale Rosja nie wyprowadzi kontrofensywy. Pozostajemy na dzisiejszej linii frontu, jako rozgraniczenie. Strony siadają do rozmów i wycofują wojska.

4) Ukraina przejmuje kontrolę nad włączonymi dziś do Rosji terenami wschodniej Ukrainy, ale Krym zostaje w rękach Rosji.

5) Jako maksymalne osiągnięcie Ukrainy można określić, przejęcie kontroli nad włączonymi dziś do Rosji ziemiami Ługańską, Doniecką, przejęcie kontroli nad Krymem. Na podbijanie ziem, które za czasów ZSRR uznano za rosyjskie a nie ukraińskie NATO nie da sprzętu, a własnego Ukraina nie ma.

Gdzie więc jest granica, po przekroczeniu której możemy mówić o wojennym zwycięstwie Rosji a w drugą stronę o jej porażce? Bo bez zdefiniowania tego trudno będzie określić, kto zwyciężył a kto poniósł klęskę.

Dla Rosji, mentalnie utrata Krymu to klęska, bo ona nie traci Krym i jego bazy to kontrola nad Morzem Czarnym. Ona traci Morze Czarne. Ale jeśli Krym zostanie w rękach Rosji a Ukraińcy odzyskają obwody Ługański, Doniecki, Zaporoski? Obie strony coś zyskują i coś tracą. Dla Ukrainy, Krym to coś ambicjonalnie potrzebne, zaś bogactwa naturalne Doniecka, Zaporoża rzecz niezbędna. Dla Rosji Krym to być albo nie być na Morzu Czarnym. Jakiś tam, może nie złoty ale tombakowy środek. Oba ośrodki Kijów i Kreml swoim społeczeństwom wyjaśnią. Jastrzębi po obu stronach i tak nie zaspokoisz, ale gołębie?

 

p.s.

Propagandzista czy realista

Myślę, że tu rozgraniczenie będzie łatwiejsze. Propagandzista to człowiek, co w swych tekstach wyraża teorie negatywnie weryfikowane przez czas. Realista to ten co pisze o tym, co potwierdzą późniejsze fakty. Pierwszy tekst jaki spotkałem na Neon24 mówiący o klęsce Ukrainy był ozdobiony czarno-białym zdjęciem prezentującym żołnierza ginącego w wybuchu. Pojawił się on w sierpniu 2022 i opierał swe twierdzenia na fakcie, iż wojska Ukrainy wyprosiły dziennikarzy z obszarów przyfrontowych. Od tego czasu pojawiło się kilka tekstów głoszących upadek Ukrainy, gdy wojska rosyjskie były w defensywie, by nie określić tego paniczną ucieczką. Autorzy tych tekstów, trochę prześmiewcze stwierdzenie „a Bachmut jeszcze nie upadł” określają skrajnym przypadkiem „banderyzmu”. Nie to nie „banderyzm” to po prostu realia. Ja od samego początku hamowałem zapędy tych autorów, mówiąc poczekajmy, zobaczmy. I jak widać, to ja miałem rację, stąd zyskałem określenie „ukrainofila”, „rusofoba”. Tyle, że te określenia to tylko niechęć męskiego przyznania się, „myliłem się”, Ukraina jeszcze nie upadła a Rosja nie zwyciężyła. Bo, czyżby rzeczywistość też była „ukrainofilska”? Ja nadal twierdzę, zapowiadana jest ofensywa Ukrainy, poczekajmy, zobaczmy jak sytuacja się rozwinie, ta opcja gwarantuje mi, że za kilka tygodni, gdy wyjaśni się sprawa mnie śmiech nie będzie gonił.

A różnica między tłumaczem tekstów z internetu a autorem własnych analiz? Własna analiza może być błędna, ale czy coś chroni przed tym autora tłumaczonego tekstu? Do mojej analizy mam pełne prawa autorskie, a czy tłumacz cudzych tekstów te prawa ma? Ja prawa nie łamię a tłumacz...?